Chodzi o wyrok Sadu Apelacyjnego w Katowicach z czerwca tego roku w sprawie pacjentki przeciwko szpitalowi. Zwłoka w diagnostyce i opóźnienie operacji onkologicznej zakończyły się dla chorej kobiety usunięciem piersi i znacznej części pachy. Poszkodowana pacjentka wniosła do sądu sprawę o odszkodowanie w wysokości 95 tys. zł.
W listopadzie 2009 r. po wykonaniu mammografii pacjentka została skierowana do dalszej diagnostyki. USG wykazało u niej guzki w prawej piersi. Wyznaczono jej termin biopsji na 16 lutego 2010 r. Wyniki odebrała 13 maja. Na konsultację onkologiczną została skierowana na 9 marca, ale badania wykonano dopiero 21 kwietnia. Dopiero wtedy otrzymała skierowanie na operację – na październik 2010 r.
Pacjentka jednak nie czekała i znalazła inny szpital. Tam wykonano operację w czerwcu 2010 r., ale zmiany nowotworowe okazały się już tak poważne, że koniecznością była amputacja całej piersi i węzłów chłonnych dołu pachowego. W wyniku powikłań doznała także odczynu popromiennego w miejscu wycięcia guza i upośledzenia ruchomości prawej ręki.
Sprawa trafiła do sądu, który w pierwszej instancji nie stwierdził związku przyczynowego pomiędzy sposobem i czasem trwania diagnostyki, a koniecznością przeprowadzenia operacji. Pacjentka zaskarżyła jednak wyrok do Sądu Apelacyjnego. Ten nie dał wiary wcześniejszym zeznaniom lekarza, że to z winy pacjentki odwlekano operację, a także stwierdził, że lekarz nie odnotował tego w dokumentacji. Pomimo tego sąd oddalił apelacje kobiety, gdyż – zdaniem biegłego – pacjentka nie wykazała, że opieszałość była przyczyną wykonania operacji w innej placówce.
Pacjentka zaskarżyła wyrok do Sadu Najwyższego. SN zarzucił Sądowi Apelacyjnemu, że nie zbadał, czy w sprawie pacjentki z rakiem piersi doszło do zawinionego naruszenia praw pacjenta wymienionych w ustawie o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta. Dopiero po tym SA uznał, że apelacja była zasadna i wyroku stwierdził, że już sama wykazana opieszałość w diagnostyce powinna skutkować odpowiedzialnością pozwanego za naruszenie dóbr osobistych i zasądzeniem na rzecz pacjentki zadośćuczynienia na podstawie ustawy o prawach pacjenta.
Odległy termin w połączeniu z opieszałością w diagnostyce z pewnością musiał wpłynąć na zwiększenie cierpień pacjentki. Oczywiście to, że w polskiej służbie zdrowia proponowane są tak odległe terminy jest wynikiem wielu czynników - niekoniecznie obciążających pozwany szpital - jednakże (jak się okazało w praktyce) w innym szpitalu termin mógł być wyznaczony znacznie szybciej – stwierdził Sąd.
Janusz Maciejowski
Źródło: Rzeczpospolita