PZ: Panie Profesorze 6 tysięcy samobójstw rocznie w Polsce, to dużo?
Prof. Janusz Heitzman: Dużo. To dwukrotnie więcej niż ginie w wypadkach komunikacyjnych. Rocznie na świecie 800 tys. osób popełnia samobójstwo, w całej Europie jest to 58 tys. W tym kontekście Polska jest pośrodku, ale liczba ta stale od 2014 roku rośnie. Oczywiście to dane zebrane przez Komendę Główną Policji, a mamy jeszcze tzw. szara strefę, w ramach której rzeczywista liczba samobójstw, można podejrzewać, że jest dwukrotnie większa. To zgony w wyniku nieudanych prób samobójczych, które kończą się długotrwałym cierpieniem, czy kilkoma dniami agonii np. w wyniku zatrucia, obrażeń pourazowych itp.
PZ: Jaka jest kondycja psychiczna Polaków?
Prof. Janusz Heitzman: Zła. Wzrasta liczba zachorowań na choroby psychiczne, i to nie tylko te związane z psychozami, są to też zaburzenia snu, zaburzenia adaptacyjne, zaburzenia lękowe, somatyzacyjne. To efekt wielu czynników - żyjemy w świecie nadmiaru informacji, które często są sprzeczne, język różnych telewizji wywołuje dezorientację. Nie wiedząc jaka jest prawda coraz trudniej podejmować nam decyzje i odczuwać komfort psychiczny.
PZ: Zbiorowy syndrom wyuczonej bezradności?
Prof. Janusz Heitzman: Tak. W Polsce narasta poczucie indywidualnej słabości psychicznej i bezradności wobec zagrożeń wynikających z braku poczucia ekonomicznej i ustawowej stabilności. Żyjemy w stałym poczuciu niepewności zawodowej i pracowniczej - to rodzi u nas przekonanie o nietrafności życiowych wyborów, o nieprzydatności zdobytego wykształcenia i umiejętności.
PZ: Czego najbardziej się obawiamy?
Prof. Janusz Heitzman: Najbardziej obawiamy się o stabilizację – pracę, bezpieczną starość, a co się z tym wiąże emeryturę. Lękamy się ciągłych zmian – przepisów, zwyczajów, ustaw. Choćby teraz doświadczamy rewolucji systemu prawnego, czy tzw. dobrej zmiany, która nie wiadomo jak długo potrwa i jak długo będzie ,,dobra”. W zasadzie paradoksalnie można stwierdzić, że jedyną obecnie stałą rzeczą jest zmiana…
PZ: No, ale zmiana w odniesieniu do Narodowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego już tak rewolucyjna nie jest…
Prof. Janusz Heitzman: Od kilku dekad trwają prace nad zreformowaniem systemu pomocy psychiatrycznej w Polsce. Niewystarczającej i zdekapitalizowanej bazie lecznictwa psychiatrycznego w Polsce bliżej jest do zaniedbanych azylów i lazaretów niż - tak jak to ma miejsce w większości krajów UE – do nowoczesnych i przyjaznych instytucji opieki środowiskowej wtopionej w lokalne społeczności. Złudnym jest myślenie, że poprzez zwiększone spożycie leków psychotropowych i częstsze zamykanie chorych w szpitalach psychiatrycznych poprawi się kondycja psychiczna obywateli. Trzeba odejść od XIX wiecznego modelu izolacji pacjenta w szpitalu na rzecz nowoczesnego leczenia, czyli finansowania leków o długotrwałym działaniu, które pozwolą mu na sanację we własnym środowisku.
PZ: Co warunkuje skuteczne wdrożenie Narodowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego?
Prof. Janusz Heitzman: Są trzy podstawowe kwestie, o których napisaliśmy też w liście do Pani Premier. Pierwsza to ustanowienie pełnomocnika w sprawie pilotażu Programu - taką rolę może pełnić Instytut Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Po drugie wpisanie konkretnych kwot, o które budżet służby zdrowia ma się powiększyć w celu zapewnienia kompleksowej i powszechnie dostępnej opieki nad zdrowiem psychicznym – dziś lecznictwo psychiatryczne jest niedofinansowane na poziomie 30%. To oznacza zadłużanie się szpitali. I wreszcie z przepisów powinno wynikać, że jest tylko jedna jednostka odpowiedzialna za wdrożenie reformy - minister zdrowia, w zakresie stworzenia warunków do przyjęcia odpowiedzialności terytorialnej za stan zdrowia psychicznego na obszarze powiatu czy dzielnicy, którą będzie realizować Centrum Zdrowia Psychicznego. Dzisiaj obserwujemy drastyczne nierówności w dostępie do publicznej opieki zdrowotnej. W zakresie np. opieki kardiologicznej choremu należy się wszystko to, co najlepsze i najnowocześniejsze, gdy ma problemy psychiczne i zagraża mu śmierć samobójcza nie należy mu się nic poza szpitalną izolacją, często w strasznych warunkach, do których robi się tzw. „dobrą minę”.
PZ: Dlaczego ten Program jest tak ważny?
Prof. Janusz Heitzman: Od dwóch dekad w Polsce zwiększa się liczba osób potrzebujących pomocy w zakresie zdrowia psychicznego. Obecnie ok. 1,5 mln obywateli regularnie zgłasza się do placówek lecznictwa psychiatrycznego, a ok. 40 proc. obywateli odczuwa w ciągu życia potrzebę psychiatrycznej i psychologicznej pomocy. Po ’89 roku o 73 proc. wzrósł wskaźnik osób zgłaszających się z zaburzeniami psychicznymi do opieki ambulatoryjnej, a o 41 proc. wzrósł wskaźnik wymagających opieki całodobowej. Tygodniowo do statystycznej poradni zgłasza się około 100 pacjentów. Równocześnie z badań wynika, że 10 proc. młodzieży do 18 lat wymaga opieki i pomocy psychiatryczno-psychologicznej.
Załamanie się indywidualnej i grupowej odporności psychicznej, rozwijanie poczucia bezradności i osamotnienia jednostek w obliczu zagrożeń może doprowadzić do zahamowania rozwoju ekonomicznego, kulturowego i cywilizacyjnego. Badania stopnia zadowolenia z życia lokalizują Polskę na najniższych pozycjach w UE, a wsparcie psychospołeczne w naszym kraju jest relatywnie ubogie. W obliczu tych realiów dalsze nieuzasadnione wstrzymywanie wdrożenia Programu będzie świadczyć jedynie o niedojrzałości, krótkowzroczności i egoizmie elit politycznych co powtarzamy już od wielu lat.
Rozmawiała Lucyna Roszyk