W ostatnich tygodniach informowaliśmy Państwa o krytycznej sytuacji w szpitalu w Mielcu i Kolbuszowej. Podobna historia ma miejsce w szpitalu w Poznaniu. Zostaliśmy jednak zapewnieni, że obecna sytuacja w szpitalu nie ma nic wspólnego z akcją protestacyjno-strajkową i żadna z tych form zwrócenia uwagi na problem niskich płac wśród tej grupy zawodowej nie jest uskuteczniana.
Grupa zawodowa diagnostów w całej Polsce, od kilku miesięcy walczy m.in o podwyżki wynagrodzeń oraz 10-dniowe urlopy szkoleniowe. Kolejne sytuacje niepojawiania się pracowników w miejscu pracy tylko podsyca spór między resortem a diagnostami.
O komentarz poprosiliśmy dr Matyldę Kłudkowską z Krajowego Związku Zawodowego Pracowników medycznych Laboratoriów Diagnostycznych.
My, jako pracownicy laboratoriów medycznych zostaliśmy przez pana ministra upokorzeni w takim stopniu, w jakim jeszcze żadnej minister nas nie upokorzył. Delikatne określenia tej sytuacji przestały już spełniać swoją funkcję. Dostajemy podwyżki rzędu 50-100 zł brutto. Myślę, że pracownicy czują, że ich praca jest szanowana mniej niż innych pracowników ochrony zdrowia, co powoduje przewlekły stres. Taka sytuacja w następstwie powoduje spadek odporności i zwiększoną zapadalność na choroby.
Diagności laboratoryjni wskazują na niedobory kadrowe, które są spowodowane tym, że wykwalifikowane osoby mogą liczyć na pensje niejednokrotnie niższe niż salowe czy kasjer w sklepie. - Praca za 2300 zł brutto w przypadku młodej, dobrze wykształconej osoby jest nie do zaakceptowana - tłumaczy Kłudkowska.